Dzisiaj w trochę smutniejszych klimatach...

Witajcie Kochani.

Powiedzcie mi jak to jest, że po prawie 4 latach znajomości i po prawie 3 latach "przyjaźni" człowiekowi otwierają się oczy i dociera do człowieka to, co się właśnie stało...

Historia jest dość długa więc zacznę od początku.

Poznaliśmy się w październiku 2012 roku. Zaczęliśmy wtedy studia na kierunku inżynierskim. Od początku podłapaliśmy ze sobą dobry kontakt bo siatkówka łączy ludzi. Bardzo szybko doszliśmy do wniosku, że inżynieria to nie nasz "konik". On zrezygnował po pierwszym semestrze a ja po drugim dlatego że chciałam zdać przedmioty, które pokrywają się z przedmiotami, które są na kierunku, który oboje studiujemy obecnie.
Przez dwa lata na studiach licencjackich wszystko grało bez zarzutu. Projekty/referaty/zaliczenia/egzaminy - szło jak po maśle, bez żadnych zarzutów. Dopiero trzeci rok i piąty semestr dał się we znaki.
Wszystko zaczęło się sypać. Byłam cierpliwa, pomagałam, dzwoniłam, pisałam, motywowałam, wylewałam siódme poty, żeby przez NIEGO nie zawalić sobie studiów, żeby przez NIEGO nie stracić tego na co tak ciężko pracowałam. Prosiłam, groziłam, płakałam przed nim, żeby się ogarnął. Piąty semestr był dla mnie koszmarem, OSIEM projektów w tym TRZY cholernie trudne a on nie widział problemu i zarzucał MI, że to JA dramatyzuję. Dopiero kiedy odłączyłam się od niego i najtrudniejszy projekt zrobiłam sama, dostałam od niego wiadomość "Dopiero teraz rozumiem dlaczego miałaś takie ciśnienie na te projekty..." Tak jakby trochę za późno. Został jeszcze jeden projekt. Obiecał mi, że zrobi połowę... Przyszła środa, (dzień przed ostatecznym terminem oddania referatu), godzina 22.30 - wymiana zdań wyglądała mniej-więcej tak:
Ja (J): Gdzie jest twoja część projektu??!!
On (O): Siostra, nie mam... nie zrobiłem
J: JAK TO NIE ZROBIŁEŚ??!! OBIECAŁEŚ, DAŁAM CI OSTATNIĄ SZANSĘ!!!! CO JA MAM TERAZ ZROBIĆ??!! JEST 22.40, JUTRO DO 10.00 TRZEBA ODDAĆ PROJEKT A JA NIE MAM TWOJEJ ZAKICHANEJ CZĘŚCI!!!!
O: Wiem, przepraszam... Ja to załatwię, poproszę żeby nam termin przesunął.
J: NIE!!!! JA TO ZROBIĘ SAMA ALE CIEBIE POD PROJEKTEM NIE PODPISZĘ!!!!

Koniec rozmowy - rozłączyłam się...

Jakimś cudem mnie ubłagał i podpisałam go pod tym nieszczęsnym projektem. Powiedziałam sobie wtedy, że to już OSTATNI RAZ!!!!

Jak człowiek, który ma czas na wszystko, na siatkówkę, na tenisa, na pracę, wycieczki Bóg wie gdzie, a na studiach DZIENNYCH pojawia się tylko na zaliczeniach??? Powiedziałam DOSYĆ!! NIE DOSTANIESZ JUŻ ŻADNYCH MATERIAŁÓW, NIE BĘDĘ CI NAWET PISAĆ O ZALICZENIACH.

Ten piąty semestr niczego go nie nauczył, dalej sobie wszystko zlewa licząc na to, że podsunę mu notatki, terminy i projekty gotowe do zreferowania. A TAKI CH.. tzn kwiatek.

Moja cierpliwość się skończyła. Dotarło do mnie, że "przyjaźnił" się ze mną tylko po to, żeby bez wysiłku skończyć studia.

Teraz jak sobie analizuję te 3 lata i dociera do mnie, że poza uczelnią odzywał się do mnie tylko wtedy, kiedy czegoś potrzebował. Takie wakacje np. trzy długie, studenckie miesiące wakacji... i co? W czerwcu po ostatnim egzaminie "no to udanych wakacji" i co?? I cisza aż do połowy września "Jak tam wakacje siostra? Wszystko ok? Co z uczelnią? W tym semestrze też robimy projekty razem?"

A ja głupia się zgadzałam... Ciekawa jestem ile razy wracał do domu z myślą " Kuźwa, ale ona jest głupia i naiwna..." albo "Aaaa... co się będę wysilał, zrobię byle jak, JEJ zależy na ocenach to poprawi."

I wiecie co boli najbardziej? To, że zaufałam i to, że dałam z siebie zrobić popychadło... Jelenia, który wszystko robił dla swojej satysfakcji ale równocześnie pozwalałam mu żerować na swojej dobroci.

Jak to mówią: Jak masz miękkie serce to musisz mieć twardą d..ę...

Ale to już koniec, w tym semestrze (ostatnim) nie interesuje mnie to co się z nim dzieje, nie obchodzi mnie jak pozalicza wszystkie przedmioty, skąd będzie miał notatki, skąd będzie się dowiadywał co i kiedy piszemy.

To już nie mój problem...
         
              Pozbyłam się pasożyta...

Taka moja rada dla Wszystkich - NIE DAJCIE Z SIEBIE ZROBIĆ TAKIEGO JELENIA JAKIM JA STAŁAM SIĘ DLA niego...


Pozdrowionka, TakasobieJA

Komentarze